Myślałam, że nigdy nie skończę ich czyścić. Skończyłam o 2 w nocy.
Kurki. Tony kurek. Morze kurek.
Oczywiście kurki przywiezione z Jaworza:)
Z kurek powstał pierwszy w moim życiu sos
Według wskazówek cuisinier'a Norbertto:)
Reszta została zblanszowana według instrukcji Sydonii i czeka w zamrażarce na kurkową zachciankę:)
O matulu! Ile dobra!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTaka jajeczniczka na kurkach!!!!!!!!!!!!!!!!!!
wow Super!!!!
OdpowiedzUsuńZazdroszcze.... :)
OdpowiedzUsuńmmm uwielbiam takie neverendingstory!! :D
OdpowiedzUsuńŁo matko!!!! Zaśliniłam całą klawiaturę:))
OdpowiedzUsuńO jeju! Nie sądziłam, że mój post wywoła taki ślinotok:)
OdpowiedzUsuń:DDD
OdpowiedzUsuńtrza było mnie zabrać ze sobą, w duecie uporałybyśmy się z czyszczeniem kurek raz dwa:D
*Gooocha*
a wysłać troszkę???:DDD bo żaden problem:)
Teraz o mówisz!!!!!
OdpowiedzUsuńZabrać ze sobą! Pewnie, teraz kiedy jestem jakieś 350 km od Ciebie:P
Ja uwielbiam bardzo marynowane kurki, jajecznice na kurkach i zupę ziemniaczano-kurkową :) pycha:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ty... Lola - jeszcze czyścisz te kurki? Cztery dni minęło, a Ciebie nigdzie nie widać - ani u siebie, ani w gościach... Niewiarygodna sprawa...
OdpowiedzUsuńNie no jestem, jestem:) A kurki już dawno w zamrażarce:)
OdpowiedzUsuńBardzo rozrywkowy weekend z Filipem mieliśmy, do tego rozpoczęcie roku... Do tego mąż na Rajdzie Dolnośląskim i tak jakoś blogowanie na końcu zostało... ale nadrobię niebawem:D