Podsumowując weekendowy jarmark stwierdzam, że nie było źle:)
W niedziele to nawet więcej sprzedałam, bo koleżanka koło mnie chyba tylko jedną rzecz, co przy jej 40 km dojeździe w jedną stronę totalnie się nie kalkulowało.
Standardowo chyba najbardziej denerwujący byli paczacze:)
Chociaż paczaczy można podzielić na grupy:) I tak:
- paczacze paczający - po prostu chodzą i oglądają
- paczacze wkurwiający - serwujący teksty do dzieci "sama ci takie zrobię", albo oglądając wystawę prac dzieci ze świetlic potrafią stwierdzić gardząco do zachwycającego się cudzą pracą dziecka "przecież też takie robiłaś"
- paczacze żebrający - "ile ten miś" - 25 - "nie da się taniej" - on już jest taniej kosztował 30, to jest 3 godziny mojej pracy - "oj nie, to drogo" <lol>
A jak już jestem w temacie misiów to 3 nowe:) Jeden z bardziej niebieskim brzuchem znalazł na jarmarku nową przyjaciółkę:)
A w sprawie misiów te kilka, chyba 7, czeka na sklecenie w całość:)
To tzw urobek wakacyjny:)
A wczoraj po jarmarku to już nie dałam rady nic napisać. Wróciliśmy po północy, bo przecież koncert był:) Enej grał i Maryla... Chociaż zdaniem mojego męża Maryla przynudzała, co zresztą potwierdził młody, bo zasnął siedząc na tatusiowych stopach (przy czym mąż stał:)).
Ech.. Najbardziej wkurwiliby mnie ci wkurwiający..
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa - że na 0,7 wódy nie szkoda 30zł, a na misia dla dziecka, którego miś dłużej zabawi niż tatusia flacha - szkoda :/
Pan trzeźwy, ale szukał przyjaciela, bo tulił misia do twarzy i się pytał czy nie ma innych imion misiów jak Lola??? :)
Usuńhahahahahahahahahaha
UsuńAleż ten kolorowy miś jest słodziuchny :)Ten właśnie, który już znalazł przyjaciółkę.
OdpowiedzUsuńMy też wczoraj w nocy zjechaliśmy do domu. Mieliśmy trzy dni, a raczej noce muzyki.Jeszcze nie odespaliśmy. Minęły lata, kiedy bezkarnie można było zarywać noce ;)
Ale ten pierwszy z tej samej włóczki i trochę niebieskiego też ma, tzn też jest kolorowy:) No my z mężem to dzisiaj jak dętki byliśmy... i mąż już śpi, a mnie korci żeby naszyjnik dzisiaj skończyć... i siedzę i dłubię:)
UsuńMisiaki słodkie. Rękodzieło przez niewielu jest doceniane, niestety... Mnie wyhaftowanie niedużego obrazka, ale fajnego, nie takiego trzy krzyżyki na krzyż zajmuje kilkanaście-kilkadziesiąt godzin. Jak ja mam to potem spzedać za 20-30 zł ? Nie ma mowy. Życie z tego co się kocha pozostaje więc u mnie w sferze marzeń..
OdpowiedzUsuńŚwietnie określiłam kupujących, u mnie było dokładnie tak samo. Ludzie nie rozumieją ile pracy człowiek wkłada w to co zrobił nie mówiąc już o inwencji twórczej, która jest bezcenna.Czasem na prawdę ręce opadają. A Twoje miśki są super i ja zamiast koszmaru plastikowego wolała bym obdarować moje dziecię własnie takim bezpiecznym mięciusim misiakiem.
OdpowiedzUsuńKolejne cudowne misie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak taki ten paczacz zdolny, to czemu do tej pory nie zrobił takiego dziecku...?
OdpowiedzUsuńA misie cudne. Jakoś mnie najbardziej zachwyciła ta kupka z której będą misie :-) Dla mnie najgorsze to jest robienie wszystkich jednakowych elementów... Jak już mam wszystko gotowe to wykańczać uwielbiam...
Każda buzia misia jest inna - ma swój charakter...
Pozdrawiam serdecznie.
Wspaniałe misie :) Muszę się wreszcie zabrać za dokończenie moich...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dlaczego próbują żebrać? Ponieważ nie wiadomo z jakiej beczki ludziom wydaje się, że skoro zrobiono coś ręcznie to nie jest tak 'idealne' jak towar wyprodukowany markowo. Poa tym nie zatrudniamy setek osób, ogromnych maszyn itp- więc czemu tak drogo? Misie są cudowne. :)
OdpowiedzUsuńMisiaki śliczne!
OdpowiedzUsuńW temacie paczaczy, to ja wyjątkowo nie mogę strawić paczaczy wkurwiających. Bardziej niż paczaczy żebrających. Bo nie nawidzę właśnie tego "sama ci takie zrobię". No to ku...rka zrób! A już totalnie wkurza mnie takie gaszenie entuzjazmu dziecka!
Wszystkie są super , ale ten czerwony ma taki fajny wyraz pyszczka .:)
OdpowiedzUsuńładny dorobek :)
OdpowiedzUsuńWszystkie tutaj wiemy, że takie zabawki wykonane ręcznie mogą przetrwać nawet pokolenia. Ja zrobiłam mojej córce, kiedy miała ze dwa latka, włóczkowego klauna i pierrota, z opisu w jakiejś niemieckiej gazecie. Dziś ma już 23 lata, a zabawki (letko nadgryzione przez "ząb czasu") są do dzisiaj w jej pokoju. A te różne śliczne lale ze sklepu jakoś poznikały... Myślę, że nie żałujesz tego doświadczenia, prawda? :-) Ja się załapałam tylko na Anię Rusowicz, a Enej i Marylkę odpuściłam, bo mi się kontuzja odnowiła i nie mogłam tak długo stać.
OdpowiedzUsuńMy pojechaliśmy głównie na Enej, i gdybym mogła dodać film to byłoby widać dlaczego;) W tamtym roku też na Enej pojechaliśmy tylko do Bolesławca
UsuńOj ci paczacze, znam to wszystko i pewnie każdy, kto coś wystawiał!Ale co tam, przecież my lubimy, to co robimy!
OdpowiedzUsuńNajlepsze podsumowanie tego posta:)
UsuńJa jestem paczacz podziwiający!!!
OdpowiedzUsuńSą czadowe! No boskie, no!
OdpowiedzUsuń